Jak zmniejszyć szkody i koszty wynikające z picia alkoholu

Zdjęcie ilustracyjne / źródło Pixabay /fot. piviso

Edukacja pod hasłem „alkohol jest toksyczny i jest przyczyną licznych chorób i zaburzeń” jest mało sensowna – mówi Jadwiga Fudała, socjolożka, specjalistka psychoterapii uzależnień, terapeutka motywująca, długoletnia kierowniczka Działu Lecznictwa Odwykowego i Programów Medycznych PARPA. – Potrzebne są inne działania dyscyplinujące nasze mało racjonalne wybory – dodaje.

Co można zrobić, aby ograniczyć szkody i koszty wynikające z picia alkoholu przez osoby dorosłe?

Najwięcej do zrobienia jest na poziomie polityki zdrowotnej. Chodzi o decyzje władz centralnych i samorządów w sprawie cen alkoholu i ograniczania jego dostępności fizycznej, co ma znaczący wpływ na to, ile Polacy piją i ile wynika z tego problemów. W Polsce alkohol jest bardzo tani i powszechnie dostępny – trunki można kupować prawie wszędzie i przez całą dobę. Dopóki tak będzie, wszystkie działania zmierzające do ograniczenia szkód wynikających z używania alkoholu, stają się stosunkowo mało skuteczną walką jednostek albo grup osób zaangażowanych w rozwiązywanie problemów alkoholowych.

Jednak warto ją podejmować?

Przede wszystkim warto przekonywać decydentów do wprowadzenia strategii ograniczenia dostępności alkoholu, gdyż jest ona już sprawdzona w innych krajach, np. skandynawskich. Tam spożycie alkoholu znacznie spadło, co bezpośrednio przekłada się na mniejszą liczbę problemów zdrowotnych, społecznych, prawnych i finansowych. Norwegia, Szwecja, Finlandia – to najlepszy poligon doświadczalny, na którym wyraźnie widać skutki odważnego, konsekwentnego działania państwa, dotyczącego ograniczenia dostępności alkoholu. Na takie działania czekamy w Polsce.

Niektóre samorządy idą już w tym kierunku.

Przykładem może być Kraków, którego władze zdecydowały się ograniczyć sprzedaż alkoholu w całym mieście w godzinach nocnych. Obserwujemy, że maleje tam liczba aktów przemocy czy interwencji policji i służby zdrowia. Krakowianie – według badań – mają teraz większe poczucie bezpieczeństwa.

W innych polskich miastach – dużych i mniejszych – owe ograniczenia nie spotykają się z pełną aprobatą obywateli. Dlaczego?

Ostatnie badania opinii (ARC Rynek i Opinia, 2024) pokazują, że odczucia polskich obywateli w sprawie ograniczania dostępności alkoholu są ambiwalentne. Z jednej strony ludzie uważają, że w Polsce pije się alkoholu dużo (63 proc.) lub średnio (35 proc.) i że jest on towarem łatwym do kupienia (98 proc.). Z drugiej strony tylko 18 proc. z nich uważa, że alkohol jest relatywnie tani. Takie myślenie skutkuje dużą akceptacją dla ograniczania dostępności fizycznej napojów alkoholowych (np. dla zakazu reklamy, niesprzedawania alkoholu w nocy na stacjach benzynowych czy w małych opakowaniach) i brakiem powszechnej zgody na zwiększanie cen alkoholu, np. o 1/5, czy też poprzez wprowadzenie minimalnej ceny za opakowanie. Aprobatę dla takich rozwiązań wyraża zaledwie 30 proc. badanych, a połowa ich nie popiera. Reasumując: Polacy widzą picie alkoholu jako problem, domagają się podejmowania przez państwo działań mających je ograniczyć, jednak, w znacznej części, nie akceptują rozwiązań, które zwiększają ceny napojów alkoholowych.

Co w tej sytuacji mają zrobić ci, którzy realizują politykę alkoholową – wpływającą na wzory picia trunków – na co dzień, i ci, którzy zajmują się działaniami związanymi z prewencją niekorzystnego dla wszystkich obywateli zjawiska i profilaktyką uzależnień?

Gdy mówimy o działaniach prewencyjnych, profilaktycznych – natychmiast uruchamia się myślenie, że ich adresatami są dzieci i młodzież. Jakby oczywiste było to, że ludzie wraz z dowodem osobistym nabywają kompetencje do używania alkoholu w sposób nieszkodliwy. Tak nie jest. Po pierwsze, picie alkoholu zawsze pociąga za sobą ryzyko szkód. Po drugie, dorośli korzystając z substancji psychoaktywnych – taką substancją jest alkohol – zachowują się mało racjonalnie; zwłaszcza wtedy, kiedy już są pod ich wpływem.

W Polsce przyjęto, na różnych szczeblach, programy zdrowotne skoncentrowane na minimalizacji szkód związanych z używaniem alkoholu – np. Narodowy Program Zdrowia, który wskazuje zadania i wykonawców poszczególnych działań. Mamy też inne programy profilaktyki zdrowotnej i środki na ich realizację. Niestety, w programach tych mało jest działań kierowanych bezpośrednio do ludzi dorosłych. Jest trochę propozycji o charakterze edukacyjnym, które, jak już wiemy, są strategią najmniej skuteczną zwłaszcza wtedy, kiedy są realizowane jako jedyne. Artykuły w prasie, w internecie, broszury czy ulotki nagłaśniają problem, ale nie mają przełożenia na rzeczywiste zachowania ludzi, którzy decydują się na picie alkoholu. Zatem wiedza na temat skutków działania alkoholu na organizm jest potrzebna, ale jeśli przeanalizuje się badania efektywności takich strategii profilaktycznych, to widać, że bez innych strategii oddziaływania (np. nauki autodiagnozowania swojego wzoru picia czy wsparcia samoleczenia w ramach e-terapii lub grup samopomocy) sama wiedza nie wystarcza.

Jakie działania mogą być skuteczne?

Między innymi takie, które wytycza wspomniany Narodowy Program Zdrowia na lata 2020–2025 dla jednostek centralnych (MZ, NFZ) i ZOZ-ów oraz ich organów założycielskich. Wśród tych działań nieodmiennie – od około 20 lat – pojawia się projekt wdrożenia w placówkach podstawowej opieki zdrowotnej programów wczesnego rozpoznania problemów alkoholowych pacjentów i wdrażania krótkiej interwencji wobec osób pijących alkohol ryzykownie, szkodliwie oraz z uzależnieniem od alkoholu.

            Próbuje się zachęcić lekarzy POZ, żeby chcieli rozmawiać o używaniu alkoholu z pacjentami, którzy trafiają do nich z różnymi dolegliwościami (szacuje się, że 1/5 pacjentów POZ to pacjenci z zaburzeniami wynikającymi z używania alkoholu). Pacjenci nie udzielają takich informacji, a lekarze nie pytają. Lekarz, który ma pijącego pacjenta, i który nie rozmawia z nim o piciu, nie osiągnie efektów, ponieważ – cokolwiek nie zaleci temu pacjentowi – alkohol będzie komplikował zarówno diagnozę, jak i leczenie.

            Tak więc minister zdrowia, zamiast tylko zachęcać do wdrażania procedury wczesnej interwencji, powinien zlecić wycenę tej procedury – bardzo dobrze opisanej, chociażby w zaleceniach Światowej Organizacji Zdrowia (WHO, 2018) – w Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, a ta, po wycenie, powinna włożyć ją do koszyka świadczeń gwarantowanych, finansowanych lub współfinansowanych ze środków publicznych. W takiej sytuacji przychodnie, poradnie (lekarze w nich), które chcą dostać kontrakt, musiałyby realizować tę procedurę: jedną z najtańszych i najbardziej efektywnych procedur profilaktycznych, które zapobiegają szkodom zdrowotnym. Samorządy próbowały zachęcić – finansowo – lekarzy do realizacji wspomnianego programu, ale samorządowe pieniądze mają to do siebie, że raz są mniejsze, raz są większe. Nie można tego działania oprzeć tylko na pieniądzach, zwłaszcza tak niepewnych – to musi być wycena świadczenia i obligatoryjny obowiązek wdrażania procedury.


Są jeszcze jakieś inne podejścia do zmniejszenia szkód i kosztów wynikających ze spożywania alkoholu?

Ciekawą inicjatywą jest podejmowanie profilaktyki szkód związanych z używaniem alkoholu przez pracowników. Zdarza się, że podejmują oni pracę po spożyciu alkoholu. Czasami piją w miejscu pracy lub przychodzą do pracy w złej kondycji psychofizycznej z powodu kaca. Kto jak kto, ale pracodawcy chcieliby mieć pracowników sprawnych, przytomnych i trzeźwych – zwłaszcza tych, których niepełnosprawność spowodowana nietrzeźwością zagraża innym ludziom i interesom. Na zachodzie pracodawcy, właściciele firm od dawna wdrażają działania profilaktyczne wobec pracowników. Monitorują, w jakiej kondycji przychodzą oni do pracy, a gdy mają podejrzenie lub pewność, że ich zachowania wynikają z nadużywania alkoholu – reagują. Nie tylko dyscyplinarnie, próbują też pomóc pracownikowi uruchamiając system pomocowy – psychologiczny, terapeutyczny, medyczny – który może pomóc w rozwiązaniu problemu alkoholowego, bo pod nim często kryją się inne problemy zdrowotne, psychologiczne czy społeczne, determinujące sięganie po alkohol. Amerykanie wszystko policzyli: wydając jednego dolara na pomoc dla pracownika pijącego problemowo, pracodawca zyskuje od 3 do 16 dolarów, a poprawa wydajności pracy i spadek liczby wypadków sięga aż 60–70 proc. To jest myślenie biznesowe. W Polsce takiego nie ma, nie licząc części firm z przeważającym kapitałem zachodnim – one fundują pracownikom prywatną pomoc specjalistyczną.
Może w sytuacji, gdy wciąż szukamy sposobu na zmniejszenie ilości szkód i kosztów wynikających z picia alkoholu, a na rynku pracy brakuje chętnych do zatrudnienia, czas najwyższy, żeby się zająć tym obszarem profilaktyki? Oczywiście, teoretycznie tym obszarem mógłby się zająć, i pewnie zajmuje się, Instytut Medycyny Pracy, ale zakres i efekty ich działań nie są powszechnie znane. Może współpraca z KCPU przyniosłaby spodziewane rezultaty?

Co można zrobić, jeżeli chodzi o szkody zdrowotne, na poziomie konsumenckim?

Potrzebne są działania dyscyplinujące nasze mało racjonalne wybory. Dorośli Polacy niewiele wiedzą o narkotykach i się ich boją, lecz alkoholu nie boją się wcale, bo sądzą, że dobrze go znają. Tymczasem etanol jest substancją bardzo toksyczną i naprawdę wymaga szczególnej uważności. Większość konsumentów mówi: „tak, wiem, że jest szkodliwy”, ale to w ogóle nie przeszkadza im sięgać po alkohol w sporych ilościach i nieodpowiednich okolicznościach.
Ludzie nie wiedzą, że i dlaczego na przykład kobiety czy osoby starsze znajdują się w grupach ryzyka, nie wiedzą, że alkohol wchodzi w reakcję z każdym lekiem. Część społeczeństwa jest świadoma, że alkohol i leki to niedobre połączenie, zwłaszcza w przypadku antybiotyków. Kto natomiast wie, jak alkohol wpływa na działanie i metabolizm leków u osób, które jednorazowo spożyły jego większą ilość? I jak leki zmieniają działanie i metabolizm alkoholu? Większość konsumentów alkoholu nie wie, co oznacza picie na poziomie niskiego ryzyka szkód, nie wie, co to jest porcja standardowa alkoholu – zatem nie potrafi porównać, czy pije więcej, czy mniej. Nie ma świadomości, ile pije, ponieważ w ogóle się nad tym nie zastanawia.

Co w tej sytuacji począć? Przecież edukacja w tym zakresie trwa od lat.

Trwa edukacja pod hasłem „alkohol jest toksyczny i jest przyczyną licznych chorób i zaburzeń”. I okazuje się, że taka edukacja jest mało sensowna.

A jaka jest bardziej?

Najsensowniejsza jest edukacja kontekstowa.

To znaczy jaka?

Taka, której przekaz nie ogranicza się do zakazu picia alkoholu, „bo jest szkodliwy dla zdrowia”. Trzeba się pochylić nad każdym człowiekiem – pacjentem, klientem, podopiecznym – i posłuchać, co on o tym myśli. I to nie jest kwestia wyłącznie lekarzy czy innych pracowników służby zdrowia. To jest sprawa wszystkich, a zwłaszcza tych, którzy pracują w sektorze rozwiązywania problemów alkoholowych i innych obszarach pomagania (pomoc społeczna, kuratela sądowa, pomoc psychologiczna, psychoterapia).

Pospolite ruszenie może zmniejszyć ilość szkód i zagrożenia związane z piciem alkoholu?

Trzeba aktywizować każdego, kogo się da – sprawdzać skuteczność działań na wszystkie możliwe sposoby. Nie wszystkie projekty od razu się sprawdzają. Weźmy na przykład dotychczasowe działania w Polsce i w Europie związane z piciem alkoholu przez kobiety w ciąży. Średnia pijących kobiet w ciąży w Unii Europejskiej to 25 proc. W Polsce zaś przyznaje się do tego 7 proc. kobiet oczekujących dziecka (PARPA, 2020). Wygląda to jak sukces, ale czy jest nim faktycznie? Polki, szczególnie piętnowane za picie alkoholu w okresie ciąży, raczej niechętnie ujawniają fakty. To prawdopodobnie rykoszet różnych kampanii edukacyjnych, głównie straszących i wzmacniających negatywne postawy wobec kobiet ciężarnych, które nie utrzymują abstynencji. Wzrost wiedzy na temat wpływu alkoholu na płód nie musi prowadzić do abstynencji kobiet oczekujących dziecka. Może wręcz zwiększać ryzyko dalszego picia poprzez zawstydzanie, obwinianie, wzbudzanie lęku i krytyki otoczenia.
Ponad połowa ciąż w Polsce to ciąże nieplanowane, a zatem kobieta może pić nie wiedząc, że jest w ciąży. Dużo dzieci doznaje szkód właśnie wtedy. Zatem, profilaktyka FASD (Fetal Alcohol Spectrum Disorder; Alkoholowy Zespół Płodowy) musi dotykać zagadnień świadomego macierzyństwa, antykoncepcji i pomocy psychologicznej dla kobiet. Mamy jeszcze wiele do zrobienia w tym obszarze. Nie tylko kobiety powinny o tym wiedzieć.

Kto jeszcze?

Wchodzące w dorosłość dziewczęta, ale też chłopcy i mężczyźni, wszyscy lekarze, pielęgniarki i położne. Dzieci nie rodzą się w kapuście. Potrzebna jest powszechna edukacja, ale nie prowadzona ex cathedra, nie ta, która wywołuje strach. Była taka kampania w Australii – eksponowano w niej najgorsze konsekwencje dla dziecka, gdy jego matka pije w okresie ciąży. Efekt? W następnym roku liczba aborcji wzrosła o ok. 30 proc. Czy o to nam chodzi? Kiedy pytamy kobiety, czy one, będąc w ciąży, rozmawiały z jakimkolwiek pracownikiem służby zdrowia na temat picia alkoholu, okazało się, że jedna trzecia z nich przez dziewięć miesięcy nie usłyszała od nikogo słowa na ten temat. I nie chodzi o to, żeby ciężarne kobiety podczas rozmów obwiniać, pognębiać, przerażać. Tylko o to, żeby lekarz powiedział: „Najważniejsze jest to, żeby od tej chwili nie użyła pani ani kropli alkoholu w ciągu całego okresu ciąży”.

Pracuję z położnymi i pielęgniarkami. Mówią: „Tyle lat pracuję w zawodzie, prowadzę szkołę rodzenia. Dlaczego nikt w ciągu całej mojej edukacji, przysposobienia do zawodu – nie wspomniał nawet o FASD? Dlaczego nic o tym nie wiedziałam do tej pory?”. Albo: „W moim szpitalu – prywatnym – nie można rozmawiać z pacjentkami na temat alkoholu, żeby się nie poczuły dotknięte…”. To nie są optymistyczne świadectwa.

Na terapii uzależnień pojawia się temat: „Szkody zdrowotne związane z piciem alkoholu w ciąży”. Kobiety chcą o tym rozmawiać. Przede wszystkim te, które mają za sobą doświadczenia poronień lub urodziły dzieci z różnego rodzaju zaburzeniami neurorozwojowymi. Ale same się do tych rozmów nie wyrywają. Zwłaszcza wtedy, kiedy większość grupy to mężczyźni, którzy pijąc, spotykali się z tolerancją otoczenia i akceptowali picie swoich partnerek. Nie damy rady skierować informacji o szkodach i kosztach wynikających ze spożywania alkoholu do wszystkich. Zaadresujmy je więc do tych, którzy zawodowo lub misyjnie są zaangażowani w sprawy rozwiązywania problemów alkoholowych. Żeby nie pozostawali obojętni, żeby budzili motywację do bardziej świadomego używania alkoholu, do utrzymywania abstynencji, kiedy jest niezbędna. Ludzie muszą być świadomi, na co się narażają. Nie mówię, żeby robić cuda. Róbmy to, co w naszym obszarze działania jest możliwe.

Z Jadwigą Fudałą rozmawiał Tadeusz Pulcyn.