
Systemy wsparcia kierowane do dzieci i systemy adresowane do rodziców działają w oderwaniu od siebie. Trzeba to zmienić – apeluje Jolanta Terlikowska pedagog prowadząca szkolenia dla nauczycieli, wychowawców świetlic socjoterapeutycznych i przedstawicieli służb zaangażowanych w realizację gminnych programów profilaktycznych.
Jak wspierać dziecko w rodzinach dysfunkcyjnych?
Najpierw zdefiniujmy, czym charakteryzuje się taka rodzina. Do dysfunkcji może dojść w wyniku działania niesprzyjających czynników (np. uzależnienia od alkoholu któregoś z rodziców), z którymi rodzina nie potrafi sobie poradzić w konstruktywny sposób, oraz z powodu braku odpowiednich zasobów niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania rodziny, np. materialnych, a także umiejętności potrzebnych do pełnienia ról małżeńskich czy rodzicielskich.
Najczęściej w takich rodzinach dochodzi do zaburzenia relacji. Brakuje komunikacji, wsparcia i wzajemności. Potrzeby dzieci są odsuwane na dalszy plan, a często nie są w żaden sposób zaspokajane. Zaburzona zostaje struktura rodziny, dzieci chronią rodziców i przejmują odpowiedzialność za rodzinę, uruchamiają przy tym różne mechanizmy obronne – sztywne role, które pomagają im przetrwać sytuacje kryzysowe, ale jednocześnie uniemożliwiają „bycie sobą”, zaspakajanie swoich potrzeb i budowanie autonomii.
Gdy w wyniku destrukcji ról rodzicielskich i małżeńskich brakuje odpowiednich zasobów umożliwiających uzdrowienie rodziny, pomoc musi przyjść z zewnątrz. Taką rolę spełniają m.in. świetlice socjoterapeutyczne i inne placówki wsparcia dziennego, gdzie pracują specjaliści – pedagodzy, psycholodzy, terapeuci – którzy dobrze rozumieją specyfikę rodziny alkoholowej i dysponują programami wsparcia kierowanymi do dzieci. A gdy dziecko obarczone rodzinną dysfunkcją nie trafia do takiej świetlicy, ważne jest, by zostało dostrzeżone przez – nazwijmy to – dobrych dorosłych. To może być sąsiadka, która słyszy, co dzieje się za ścianą, zna sytuację dziecka; spotyka je płaczące na schodach, gdy nie może wejść do domu (kanapka i gorąca herbata czasem „ratuje życie” bezradnemu dziecku). Mogą to być też inni dorośli – pedagog szkolny, nauczyciel, trener sportowy, instruktor harcerstwa – otwarci na trudną sytuację podopiecznych. Często to oni bywają znaczącym wsparciem, jeśli dzieci nie trafiają do profesjonalnych miejsc pomocy, w których wychowawcy staraliby się rekompensować im potrzeby i deficyty spowodowane dysfunkcyjnym zachowaniem rodziców.
Czy rodzice też mogą liczyć w takich placówkach na profesjonalną pomoc?
W większości przypadków niestety nie. Od końca lat dziewięćdziesiątych obserwujemy dynamiczny rozwój sytemu pomocy dla dzieci z rodzin z problemem alkoholowym. W trzech czwartych samorządów lokalnych działają placówki wsparcia dziennego lub inne miejsca pomocy dzieciom z rodzin dysfunkcyjnych. Zazwyczaj jest to od kilku do kilkunastu miejsc wsparcia, w których dzieci mogą uczestniczyć w zajęciach rozwojowych, uzyskać pomoc w odrabianiu zadań szkolnych, a przede wszystkim pomoc psychologiczną. Ale gdy wieczorem drzwi świetlicy zostają zamknięte i dzieci wracają do domów, zastają tam często te same traumatyczne sytuacje co zwykle, gdyż mama nie korzysta z żadnego wsparcia, a tata z uzależnieniem od alkoholu się nie leczy. W ich domach nic się nie zmienia.
Mamy w miarę dobrze rozwinięty system leczenia uzależnień – są placówki wsparcia, do których trafiają ojcowie i mężowie z uzależnieniem, ale tam wciąż prawie nikt nie pyta o to, jak radzą sobie ich żony i dzieci – i czy również są objęci wsparciem. Owszem, mamy też nieźle rozwinięty system wsparcia osób żyjących w bliskich relacjach z osobą z uzależnieniem. One także mogą liczyć m.in. na grupę wsparcia czy pomoc terapeutyczną. Ale nawet, gdy rodzice czy opiekunowie korzystają z takiego wsparcia, to nie ma w nim aspektu odnoszącego się do ich dzieci. Można więc powiedzieć, że systemy wsparcia kierowane do dzieci i systemy adresowane do rodziców działają w oderwaniu od siebie.
Jak to zmienić?
Poprzez współpracę służb, które działają na rzecz poszczególnych grup. We wspomnianych świetlicach mamy psychologów, pedagogów, wychowawców, a w lecznictwie odwykowym – terapeutów uzależnień. W systemie przeciwdziałania przemocy domowej czy systemie wsparcia osób żyjących w bliskich relacjach z osobą z uzależnieniem też mamy odpowiednich specjalistów. Trzeba połączyć ich działania – w momencie wejścia człowieka do któregokolwiek z systemów uruchamiane byłyby procedury wsparcia i pomocy dla pozostałych członków rodziny. Wtedy działania pomocowe będą miały najlepsze efekty.
Dlaczego do tej pory to nie funkcjonuje?
Są już pojedyncze placówki, które działają według wspomnianego podejścia – rozumieją, że pomoc dziecku musi być zintegrowana z pomocą całej rodzinie. Nieliczne świetlice socjoterapeutyczne – dziecięce i młodzieżowe – starają się nawiązać bliskie relacje z rodzicami, zapraszać ich do współpracy. Oczywiście spotykają się z oporem. Ale w takich przypadkach mogą powiadamiać chociażby gminne komisje profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowych, które mogą wezwać osobę z uzależnieniem na rozmowę motywującą do podjęcia leczenia czy uruchomić procedury sądowego zobowiązania do leczenia. Tego nie musi robić pracownik świetlicy. Wystarczy, że w trosce o dobro swoich podopiecznych i całej rodziny zgłosi problem pod odpowiedni adres.
To jednak nie rozwiązuje wszystkich problemów rodzin dysfunkcyjnych.
Potrzebne są też inne działania. Coraz częściej w placówkach leczenia uzależnień prowadzi się terapię par. Próbuje się pracować z małżeństwami czy z osobami w związkach partnerskich, a nie tylko z partnerem zmagającym się z uzależnieniem. Oferuje się dodatkowe programy, najczęściej w formie warsztatów umiejętności wychowawczych. Bo z chwilą, kiedy człowiek z uzależnieniem podejmuje leczenie, rodzą się inne problemy. Trzeźwiejąca osoba orientuje się na przykład, że nie umie rozmawiać z dziećmi, które z jej powodu były zaniedbane, doświadczały traumy. Nie potrafi nawiązać z nimi bliskich relacji. I w licznych przypadkach, gdy rodzic zaczyna trzeźwieć, rodzina się rozpada.
Jak więc przekonać rodziców i opiekunów do uczestnictwa we wspomnianych warsztatach?
Najbardziej przekonującym argumentem jest właśnie kwestia dzieci. Obrazowanie szkód, zranień, traumatycznych doświadczeń, które wpływają na życie dziecka, może zmotywować rodziców do skorzystania z pomocy, aby poprawić relacje z nimi, a nawet zniwelować toksyczne zachowania. Do tego potrzebna jest determinacja, ale czasem wystarczy zachęta kogoś życzliwego albo specjalisty.
Zachęta, nie przymus.
Nikt nie lubi być przymuszany. Dlatego coraz częściej upowszechniamy narzędzia, które umożliwiają wprowadzanie zmian w życiu pacjentów. Takim narzędziem jest m.in. dialog motywujący (DM) – metoda pracy z pacjentem (oparta na psychologii inspiracji i psychologii motywacji), która pomaga mu zrozumieć, co w istocie dla niego jest ważne, a po zdefiniowaniu tych wartości – wprowadzić zmiany w życiu.
Wciąż zdarza się, że terapeuci sprowadzają do wspólnego mianownika różnorakie przypadki. Tymczasem każda rodzina ma swoją historię i do każdego z jej członków terapeuci powinni podchodzić indywidualnie i bez pewności, że wiedzą najlepiej, jak rozwiązać ich problemy. Chęć do zmiany zachowań i poprawy życia rodzinnego jest procesem, na rozpoczęcie którego pacjent powinien sam wyrazić gotowość.
Czy samorządy gminne mogą tu podejmować działania motywujące?
Przede wszystkim mogą wspierać różnego rodzaju działania programowe. Jeżeli samorząd ma świetlicę socjoterapeutyczną i pracownicy tej placówki chcieliby zorganizować letni obóz, na który pojadą nie tylko dzieci, ale też ich rodzice, władze lokalne mogą zapewnić dofinansowanie tego projektu. Jeśli nauczyciele chcieliby zorganizować – poza szkołą – warsztaty umiejętności wychowawczych dla rodziców z dziećmi, też powinny się znaleźć na to gminne fundusze. Narodowy Fundusz Zdrowia zapłaci za terapię rodziców z uzależnieniem, ale już nie za warsztaty dotyczące rozwoju ich umiejętności wychowawczych. To jest dodatkowy program, który może sfinansować właśnie samorząd lokalny. Może być realizowany zarówno w świetlicy, jak i w placówce leczenia uzależnień czy w punkcie konsultacyjnym, gdzie prowadzone są spotkania grup wsparcia dla bliskich osób z uzależnieniem.
Nie mamy wzorów organizacji spotkań integracyjnych adresowanych do całych rodzin, ale mamy dobre praktyki takich działań realizowanych np. z inicjatywy organizacji pozarządowych. Tyle, że wciąż jest ich zbyt mało.
To nie brzmi optymistycznie.
Ja jednak patrzę w przyszłość z optymizmem. Wprawdzie inicjatywy na rzecz integracji systemów pomocowych kuleją, ale są wyjątki. Jeśli są już w naszym kraju miejsca, w których owa integracja daje dobre rezultaty w uzdrawianiu dysfunkcjonalnych rodzin, to takie podejście może być powszechnie stosowane. Pokazuje ono bowiem, że taki model pracy jest nie tylko możliwy, ale i bardzo efektywny. Przykładem może być Stowarzyszenie św. Filipa Nereusza w Rudzie Śląskiej – prowadzi ono sieć świetlic, w których obejmuje wsparciem dzieci i całe rodziny borykające się m.in. z bezradnością wychowawczą, niepełnosprawnościami, długotrwałymi chorobami, bezrobociem, uzależnieniami i przemocą. Dzieci mogą korzystać z placówki we wszystkie dni robocze. Natomiast praca z rodzicami odbywa się według ustalonego przez nich programu wspólnych spotkań, wycieczek, biesiad przy ognisku, warsztatów, a także z okazji tradycyjnych rodzinnych świąt. Rodzice są ważnymi partnerami dla pracowników świetlicy – uczestniczą w tworzeniu planów wspierania dzieci i wspólnymi siłami starają się go realizować. Przykłady takiej pracy zostały opisane m.in. w książce Aleksandry Karasowskiej i Aliny Szulirz: „Ocalić więzi”. Autorki odwołują się do konkretnych przykładów dobrych praktyk pracy socjoterapeutycznej z rodziną zagrożoną. Książka jest też poradnikiem, jak uchronić się od wypalenia zawodowego w pracy pomocowej. W rozmowach z socjoterapeutami wybrzmiewają bowiem niekiedy oznaki zniechęcenia – mówią oni, że w niektórych rodzinach destrukcja i dysfunkcja jest wielopokoleniowa i niewiele można pomóc. Jestem jednak zdecydowanie innego zdania – popartego doświadczeniem i wieloletnią obserwacją. Uważam, że nie ma takich rodzin, które są spisane na straty. Trzeba tylko zmienić stereotypową filozofię działania. Uruchomić wszystkie dostępne narzędzia pomocowe w ramach systemowej współpracy różnych służb – aby dzięki nim rodziny mogły odkrywać swoje zasoby i dzięki temu stawać na własnych nogach.