
„Małpka” jest wygodna dla osób, które mają problem z kontrolowaniem picia alkoholu. Pani ta buteleczka zmieści się w torebce, a panu z białym kołnierzykiem – w kieszeni. Można to wypić w windzie, można też w toalecie i nikt nie zauważy – tłumaczy dr n. med. Bohdan Woronowicz, psychiatra, twórca i wieloletni szef Ośrodka Terapii Uzależnień w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.
Nie wiem, czy pan pamięta, jak niedawno dwa duże dyskonty handlowe, walczące ze sobą o miano najtańszego w Polsce, sprzedawały pół litra wódki…
Tak, krytykowałem to: po dychu butelkę wódki sprzedawali! To jest skandal!
Podobno tylko teoretycznie sprzedawali, bo ciężko było taką butelkę dostać, tak szybko schodziły. Widywano głównie puste półki i tabliczkę z ceną: 9,90 zł. Jak duży wpływ na powstawanie problemów z alkoholem ma jego cena?
Wszystkie badania dowodzą, że dostępność alkoholu, a w tym oczywiście i cenowa, zwiększa sprzedaż. A im większa sprzedaż, tym większe spożycie. Zaś im większe spożycie, tym więcej różnego rodzaju problemów spowodowanych przez alkohol. Te różne promocje, te „małpki” to wszystko jest działaniem ukierunkowanym na rozpijanie społeczeństwa. Niestety, od wielu lat zgadzają się na to decydenci na różnych szczeblach. Widać skuteczność alkoholowego lobby, które nie patrzy, jakie będą konsekwencje, tylko chce mieć jak największą sprzedaż. Jedynie przez parę lat po transformacji, do połowy lat 90. zeszłego wieku, notowano w Polsce spadek spożycia alkoholu. Można to było traktować jako protest przeciwko rozpijaniu nas „przez komunę”. Już caryca Katarzyna Wielka oficjalnie głosiła, że pijanym narodem łatwiej rządzić.
W Polsce każdego dnia sprzedaje się 3 mln tzw. małpek, czyli buteleczek mocnego alkoholu o pojemności 100 i 200 ml. Rocznie miało się sprzedawać ponad miliard sztuk – tak przynajmniej wynikało z badania firmy Synergion sprzed paru lat. Nie mamy danych bieżących, ale zapewne są podobne. Kto korzysta z „małpek”?
To jest ułatwianie dostępu do napojów alkoholowych ludziom, którzy już mają albo za chwilę będą mieli poważny problem z alkoholem. Przecież takie „małpki” znajduje się na osiedlach, na trawnikach, poukrywane w różnych miejscach – to jest sytuacja, kiedy pan albo pani wychodzi sobie z psem na spacer i wypija jej zawartość tak, żeby nikt nie widział. „Małpka” jest wygodna dla osób, które mają problem z kontrolowaniem picia alkoholu: pani zmieści się ta buteleczka w torebce, a panu z białym kołnierzykiem – w kieszeni. Można to wypić w windzie, można też w toalecie, i nikt nie zauważy.
Czyli istotna jest łatwość ukrycia owej buteleczki i pozbycia się jej.
Chodzi o to, żeby łatwiej było ludziom ukrywać swoje picie i mieć alkohol pod ręką. Poza tym „małpka” jest tania, bo ta mniejsza ilość alkoholu mniej kosztuje.
Jednak z ekonomicznego punktu widzenia to się nie opłaca. Gdyby kupić pół litra, to wyjdzie taniej w przeliczeniu na setkę. Jak działa ten „mechanizm małpki”?
Osobie z uzależnieniem, która przerwała abstynencję, jest wszystko jedno, za ile kupi alkohol. Kiedy ma utrudniony dostęp, to wypije także alkohol niespożywczy, który da jej chwilową ulgę. Znane są przypadki picia wody kolońskiej czy płynu do wycieraczek samochodowych w celu zaspokojenia głodu alkoholowego. Człowiek z uzależnieniem zrobi wtedy wszystko, żeby zdobyć alkohol, tak jak szekspirowski Ryszard III, który wypowiedział słynne zdanie: „oddam królestwo za konia”.
Oczywiście, że „małpka” nie jest ekonomiczna. Ale jeżeli człowiek ma potrzebę wypicia, a nie ma za dużo pieniędzy, to ważna jest cena jednostkowa w danej chwili. Cała masa kradzieży i innych przestępstw wiąże się z tym, że ludzie nie mają pieniędzy na alkohol. Łatwiej im zdobyć i wydać mniejsze kwoty, więc producenci wychodzą naprzeciw tej potrzebie. Nie mówiąc o polityce sprzedawania alkoholu w godzinach nocnych. Niektóre miasta już wprowadziły ograniczenia. Albo sprzedaż na stacji paliw – kiedy pani kupowała tam alkohol?
Nie pamiętam kiedy, tam chyba jest drogo.
No tak, ale nie chodzi o to, że tam jest drogo, tylko że nie był pani potrzebny. Człowiek pijący normalnie jest w stanie umówić się, że kupuje butelkę czy dwie butelki wina lub wódki. Przychodzą znajomi, wypijają, rozchodzą się i wszystko gra. Natomiast, jeżeli ktoś ma zaburzoną kontrolę nad piciem alkoholu – jak osoby, które już weszły albo wchodzą w uzależnienie – to po spożyciu jednej butelki pojawia się ogromna chęć wypicia drugiej, trzeciej… I wtedy robi się problem. Kiedy w jakiejś gminie nie można dostać alkoholu między godziną 22.00 a 6.00, to pojawia się turystyka alkoholowa. Wsiada się w samochód albo w cokolwiek innego i jedzie do sąsiedniej gminy lub na całodobową stację przy drodze krajowej, żeby tam kupić alkohol.
Wsiada się w samochód, już będąc po alkoholu…
Często już po alkoholu. Niestety, niejednokrotnie ukrywa się prawdę, że każda złotówka z alkoholu generuje trzy czy cztery złote strat. Państwo na tym de facto nie zarabia, bowiem te pieniądze, które zyskuje się na sprzedaży alkoholu, traci się z powodu konsekwencji jego spożywania. Tracimy wszyscy, a alkoholowe lobby i jego poplecznicy zarabiają.
Co powoduje straty? Koszty leczenia uzależnień?
Nie tylko, niech pani weźmie pod uwagę wypadki – te, które są spowodowane przez pijanych kierowców, i tych, którzy pod wpływem alkoholu wchodzą pod jadący samochód. Niech pani weźmie pod uwagę awantury, afery, kradzieże, wykonywanie pracy „po pijaku”. A tragedie rodzinne, cierpiące dzieci, żony, matki? Na dokładkę około dwieście schorzeń, które mają związek z piciem alkoholu. Z badań wynika, że wypicie 150 ml wódki przez zdrowego mężczyznę daje taki sam efekt w mózgu jak mikroudar. Tego przecież nie da się wycenić. Leczenie uzależnień to jest tylko część problemu.
Według badań Synergion nawet 1,5 mln Polaków wypija „małpkę” przed godziną dwunastą, często nawet przed siódmą rano.
Największa sprzedaż była przed i po pracy, czyli przed dziewiątą rano i po szesnastej, siedemnastej.
To by wyglądało właśnie na ukryty sposób picia, bo te osoby piją poza domem i nikt nie widzi, że klinują czy poprawiają sobie komfort picia. Poza tym mała porcja nie zaburzy poważnie funkcjonowania w ciągu dnia, tylko pozwala utrzymać pewien poziom alkoholu w organizmie. Często też widuje się w sklepie przeróżne osoby, które kupują sobie „małpkę” i piwo.
To jest sposób tych, którzy ukrywają swoje picie. A kupują taki zestaw, bo wtedy alkohol lepiej i szybciej działa. Piwo zaprawione „małpką” lepiej kręci i taniej można się upić.
Zastanawiam się, czy producenci są świadomi faktu, że przyczyniają się do tego, że coraz więcej ludzi wchodzi w uzależnienia?
Z jednej strony produkują alkohol, a z drugiej dają pieniądze na profilaktykę. Bywało, że koncerny organizowały różne kampanie i próbowały wciągać specjalistów w narrację, że co prawda produkują i sprzedają alkohol, ale jednocześnie te pieniądze są przeznaczane na ograniczanie problemów alkoholowych. Tymczasem w Rosji – choć Rosjanie według powszechnej opinii dużo piją – nie dostanie pani alkoholu na stacji paliw, a u nas i owszem. Litwini, gdy zobaczyli, jak wysokie jest u nich spożycie, to natychmiast ograniczyli godziny sprzedaży i wycofali alkohol ze stacji benzynowych. A u nas niestety nie ma systemowych rozwiązań w tej sprawie.
Ale czy mechanizmy ograniczające rynek zmniejszą zjawisko uzależnienia? Nie profilaktyka, nie lansowanie zmian w stylu życia?
Nie, to nie wyeliminuje problemu. Jeżeli badania mówią, że im większa dostępność, tym większe spożycie i tym więcej problemów, to warto się na tym skupić. A twierdzenie, że przez ograniczenia powstanie szara strefa, że będą pędzić nielegalnie – to jest szukanie argumentów za potwierdzeniem status quo. Mamy organy ścigania – prokuraturę i policję – które zajmują się łapaniem tych, którzy popełniają różnego rodzaju wykroczenia czy przestępstwa, także w związku z alkoholem.
Powstała kiedyś taka inicjatywa w Warszawie, żeby wprowadzić zakaz handlu alkoholem między godziną 22.00 a 6.00, na co pozwalała ustawa. Takie ograniczenia istniały już w Gdańsku, Katowicach, Wrocławiu czy Poznaniu. Strefy zakazu sprzedaży alkoholu obowiązują również w podwarszawskich gminach, w tym m.in. w Podkowie Leśnej, Grodzisku Mazowieckim, Brwinowie, Michałowicach, Raszynie czy Zielonce. Poproszono mnie, żebym się spotkał z Komisją Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego. Przyszedłem, przedstawiłem swoje stanowisko w tej sprawie – na czym polega problem, jak działa ograniczenie sprzedaży i dlaczego to jest takie ważne zagadnienie. Po głosowaniu okazało się, że tylko cztery osoby z dziesięciu głosowały za ograniczeniem nocnej sprzedaży alkoholu.
Natomiast w Komisji Polityki Społecznej i Rodziny za tym rozwiązaniem była jedna osoba. W efekcie projekt nie spotkał się z poparciem stołecznych radnych, bo ostatecznie 41 z nich zagłosowało za odrzuceniem petycji aktywistów. Przeciwko temu było czworo radnych, a dziewięcioro wstrzymało się od głosu. Projekt przepadł. Jaka musi być siła rynku alkoholowego, jeżeli w takich komisjach nasi reprezentanci podeszli do sprawy w ten sposób?
Ograniczenie sprzedaży alkoholu w nocy uchwalono m.in. w Krakowie.
Tak. Oni też prosili mnie o uzasadnienie. Podawałem takie same argumenty i w Krakowie potrafili to przeforsować, a działo się to w podobnym czasie, co w Warszawie. Przy czym radni w Krakowie już w 2017 czy 2018 roku uchwalili zakaz sprzedaży alkoholu od godz. 22.00, ale wówczas Wojewódzki Sąd Administracyjny to zablokował. I dopiero po paru latach, w zeszłym roku, postanowieniem Naczelnego Sądu Administracyjnego udało im się to przywrócić. Natomiast w Zakopanem podobny zakaz uchylił przedstawiciel poprzedniego rządu, czyli wojewoda małopolski.
Podobno w krajach skandynawskich, gdzie dosyć restrykcyjnie podchodzi się do sprzedaży alkoholu, jednocześnie daje się ten alkohol osobom, które mają problem z uzależnieniem.
Osoby, które korzystają na sprzedaży alkoholu wyciągają właśnie takie argumenty, ale to sposób na zamotanie sytuacji. Na świecie są prowadzone programy ograniczania szkód i rzeczywiście – tak samo, jak daje się osobom z uzależnieniem od narkotyków metadon, tak bywają kraje, gdzie daje się osobom z uzależnieniem pewne ilości alkoholu. Kiedy nie widać szans na zaprzestanie picia czy brania, to przedłuża się życie osobom z głębokimi uzależnieniami m.in. w ten właśnie sposób. To jest program ograniczania szkód. Natomiast alkoholowe lobby wykorzystuje to i używa jako argumentu przeciwko ograniczeniom dotyczącym ich produktów. Jak duże pieniądze muszą wchodzić w grę, skoro udaje im się przekonać wielu decydentów czy media, żeby mówiono o ograniczeniach obywatelskich lub wolności człowieka z powodu zakazu sprzedaży alkoholu po godzinie 22.00?
Czyli żadne akcje społeczne i profilaktyczne nie pomogą, jeśli nie ograniczy się sprzedaży alkoholu?
Profilaktyka jest konieczna, ale niezwykle istotne jest ograniczanie dostępności. Bez wprowadzenia w życie tego rozwiązania, sytuacja się nie zmieni. Oczywiście ograniczenie dostępności nie zlikwiduje problemów, ale ma ważny wpływ na ich zmniejszenie.
Kiedy w 2018 roku rząd Szkocji wprowadził minimalną cenę jednostkową alkoholu, to w 2021 roku stwierdzono spadek liczby zgonów w pełni przypisywanych alkoholowi o 13,4 proc., zaś przewlekłych przyjęć do szpitali związanych z alkoholem o prawie 10 proc.
Zmiany następują, młodzi ludzie piją już chyba dużo mniej alkoholu niż starsze pokolenia.
Różnie jest, ale trzeba być czujnym w wielu sprawach. Weźmy cenę alkoholu w odniesieniu do zarobków. Tańszy niż w Polsce jest tylko na Węgrzech, w Bułgarii i Rumunii.
Może chodzi o mocny alkohol, bo wino jest tańsze także we Włoszech czy Hiszpanii.
Ale spójrzmy na sprawę proporcjonalnie do dochodu. Chodzi o to, że u nas z roku na rok za średnie wynagrodzenie można kupić coraz więcej alkoholu. Poza tym Włochy czy Hiszpania to są kraje z trochę inną kulturą picia niż Polska. My w ostatnich latach wróciliśmy do mocnych alkoholi – piwo i wino, których działanie na organizm jest słabsze, są – ponownie – rzadziej wybierane przez konsumentów niż wódka.
Wracając do „małpek” i podsumowując: trzeba zakazać nocnego handlu i zlikwidować sprzedaż mocnego alkoholu w małych buteleczkach?
A po co komu są one potrzebne? I do czego?
Do podawania w samolocie?
No tak, w samolotach zawsze były te maleńkie buteleczki z winem. Dobrze. Ale poza tym kto korzysta z „małpek”? Kto je kupuje? Niemal wyłącznie ludzie, którzy mają albo rozwijający się, albo już zaawansowany problem z alkoholem. Bo jeśli chodzi o sprzedaż na stacji paliw, to rzeczywiście ktoś mógł zapomnieć, że mają przyjechać goście, więc idzie na tę stację po alkohol. Ale „małpki”? One napędzają sektor mocnych alkoholi. Chyba tylko strasznie wysokie ceny „małpek” mogłyby wpłynąć na decyzje konsumentów.
Próbowano. Kiedy dociążono buteleczki do 300 ml dodatkowymi opłatami, żeby zdrożały, producenci wymyślili „małpki” po 350 ml albo utrzymali cenę najmniejszej, zmniejszając jej pojemność do 90 ml. To też niespecjalnie odstraszyło kupujących.
Jest wielu prawników, którzy dostają zlecenia na obejście prawa tak, by nie stracić na handlu alkoholem. Tak samo jak było z „dopalaczami”, czyli nowymi substancjami psychoaktywnymi – otwierali sprzedaż, prawo zamykało sklepy, oni omijali prawo i sprzedaż pojawiała się ponownie. Przecież to są ogromne pieniądze i nikt nie patrzy na nasze zdrowie, nasze społeczeństwo, na tragedie rodzinne i straty zdrowotne. I powtórzę: ukrywa się fakt, że straty są wielokrotnie większe niż dochody ze sprzedaży alkoholu.
Z dr. Bohdanem Woronowiczem rozmawiała Bernadeta Waszkielewicz
Bohdan Woronowicz – doktor nauk medycznych, specjalista psychiatra i seksuolog, certyfikowany specjalista terapii oraz superwizor psychoterapii uzależnień.
Stworzył i przez 35 lat kierował Ośrodkiem Terapii Uzależnień w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Jeden z dwójki fundatorów Fundacji Biuro Służby Krajowej Anonimowych Alkoholików w Polsce, a także pierwszy Powiernik klasy A (niealkoholik) w polskiej Wspólnocie Anonimowych Alkoholików. Fundator i wieloletni prezes zarządu Fundacji Zależni-Niezależni. Założyciel i wieloletni dyrektor Centrum Konsultacyjnego AKMED w Warszawie.
Autor ponad 250 artykułów naukowych i popularnonaukowych oraz kilku książek poświęconych problematyce uzależnień. Za swoje osiągnięcia został odznaczony przez Prezydenta RP Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, otrzymał również Nagrodę miasta stołecznego Warszawy „za zasługi dla stolicy Rzeczypospolitej” oraz od Ministra Zdrowia odznakę honorową „za zasługi dla ochrony zdrowia”.