Społeczne konsekwencje uzależnień behawioralnych – jak im przeciwdziałać?

Zdjęcie ilustracyjne / źródło Pixabay / fot. StartupStockPhotos

Nie spotkałem dotąd ludzi, którzy by z pasją walczyli o to, żeby zmniejszać ryzyko uzależnienia od pracy. Mimo że, jeżeli porównamy to na przykład z narkotykami, długie godziny pracy rocznie zabijają więcej ludzi tylko z jednego powodu (problemów sercowo-naczyniowych) niż wszystkie nielegalne środki psychoaktywne ze wszystkich przyczyn łącznie – podkreślił dr. hab. Paweł Atroszko – profesor Uniwersytetu Gdańskiego w Instytucie Psychologii, badacz uzależnień i problematyki psychologii zdrowia w rozmowie z Tadeuszem Pulcynem.

Dlaczego uzależnienie behawioralne są groźne społecznie?

 Z tego samego powodu, z jakiego uzależnienia od substancji – mają negatywny wpływ na zdrowie człowieka; mogą prowadzić do izolacji społecznej, stanów depresyjnych, lękowych, zaburzeń lub zerwania relacji rodzinnych, utraty pracy. O uzależnieniach behawioralnych, zwłaszcza tych, które są rozpoznane oficjalnie przez Światową Organizację Zdrowia, czyli m.in. od hazardu, wiemy już dużo. Badania pokazują, że społeczeństwo postrzega narkotyki jako najgroźniejszy nałóg, potem alkohol, a na trzecim miejscu nikotynę. Wciąż rozpowszechniane są opinie, że inne uzależnienia, takie jak hazard, nie są tak szkodliwe społecznie, jak używanie substancji psychoaktywnych. Tymczasem hazard m.in. generuje stres, choroby psychiczne, przemoc domową, prowadzi do rozpadu związków i bankructwa. Może także prowadzić do zachowań przestępczych, a nawet do samobójstw.

O szkodliwych konsekwencjach społecznych innych uzależnień behawioralnych wiemy mniej.

Warto tu przede wszystkim uściślić, co myślimy i rozumiemy, oceniając, że pewne zachowania (czynności) są szkodliwe społecznie. To są takie zachowania, które wpływają na dezintegrację tkanki społecznej, ich skutki wykraczają poza osobę z uzależnieniem i negatywnie wpływają na otoczenie, czyli rodzinę, przyjaciół, społeczność lokalną, a nawet całe społeczeństwo. Wiemy już, że uzależnienia behawioralne, podobnie jak inne uzależnienia, osłabiają relacje międzyludzkie. Ale ci, którzy popadają w uzależnienia, często mają już wcześniej jakieś problemy w relacjach społecznych. Są w jakiś sposób wyizolowani społecznie. Mogą to być osoby samotne, pozbawione wsparcia społecznego. Czyli już w jakimś stopniu na marginesie społeczeństwa. I dlatego właśnie próbują to sobie w jakiś sposób rekompensować, aby lepiej się poczuć. No i wybierają – w zależności od czynników ryzyka – albo substancje psychoaktywne (może to być alkohol czy narkotyki), albo zachowania, które wprowadzają w dobry nastrój, sprawiają przyjemność.

Młodzież wybiera gry komputerowe albo portale społecznościowe.

Robi to nie tylko młodzież i nie tylko takimi zachowaniami. Ludzie regulują swoje emocje, to znaczy próbują zmniejszać siłę oddziaływania tych negatywnych (smutku, gniewu, poczucia beznadziejności, lęku itd.) i generować więcej pozytywnych (ekscytację, radość, poczucie ulgi itd.) – korzystając z szerokiej gamy zachowań. W dzisiejszych czasach koncentrujemy się na tych związanych z nowymi technologiami. Ale zaznaczmy, że liczna grupa osób (są wśród nich dzieci i młodzież, młodzi dorośli i osoby starsze) „ratuje się” m.in. niekontrolowanym jedzeniem, kompulsywnymi zakupami, ale też uczeniem się ponad miarę (zapewniając, że robią to z przyjemnością) i nadmierną pracą.

Problem polega na tym, że te zachowania wcale nie pomagają odbudowywać relacji społecznych, lecz pogłębiają wyizolowanie i nadwyrężają funkcjonowanie społeczne.

W czym to się wyraża?

To zależy od wieku danej osoby. Jeśli mamy na myśli osobę młodą – powiedzmy nastolatka – to byłoby rzeczą słuszną, aby uczyła się budowania dojrzałych, bliskich relacji z innymi ludźmi. A jeśli ma problem z uzależnieniem – na przykład od gier komputerowych – nie rozwija tych kompetencji. Skazuje się na izolację i złe funkcjonowanie, m.in. w rodzinie (w relacjach z rodzicami), w szkole, w grupie rówieśniczej.

Natomiast, kiedy mamy na myśli osoby dorosłe, to konsekwencje ich uzależnień behawioralnych mogą być nawet dramatyczne – dotyczące nie tylko rodziny, lecz całego społeczeństwa.

Dajmy przykład.

Głowa rodziny uzależniona jest od nadmiarowej pracy, koncentrując się na swojej aktywności, zaniedbuje m.in. dzieci, które potrzebują obecności rodziców w domu. Pracoholizm rodzica skutkuje nie tylko złym funkcjonowaniem dziecka, ale też całego systemu rodzinnego. Warto podkreślić, że według naszych globalnych badań przeprowadzonych w ponad 90 krajach świata, którymi współkieruję z dr Edytą Charzyńską, prof. Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, to u kobiet występuje większe ryzyko uzależnienia od pracy niż u mężczyzn. A źle funkcjonująca rodzina – ma ogromny wpływ na dezintegrację społeczną. Może ona nadwyrężać, nawet niszczyć struktury, normy i wartości pielęgnowane w społeczeństwie. Ponadto, może przejawiać się naruszaniem porządku społecznego, zanikiem zaufania, wzrostem konfliktów, osłabianiem więzi międzyludzkich. 

Uzależnienie od pracy jest chyba mniej groźne – patrząc z perspektywy rodziny – niż uzależnienie od hazardu.

Taka jest powszechna opinia. Ludzie myślą, że rodzic hazardzista to dramat (gdy przegra wszystkie pieniądze, rodzina zostaje bez środków do życia), a rodzic, który bez końca pracuje, przynajmniej zarabia na utrzymanie rodziny.

Gdy jednak przyjrzymy się bliżej osobom z uzależnieniem od pracy, to na poziomie populacyjnym jest ich około 10 razy więcej niż osób z uzależnieniem od hazardu. Dzieci „pracoholików” również doświadczają wielu bolesnych konsekwencji. Rodzice z uzależnieniem od pracy nie towarzyszą im w rozwoju, gdyż w domu są nieobecni. A nadto, często sami mają ze sobą problemy; dotyczą m.in. zdrowia psychicznego – popadają w depresję, miewają zaburzenia lękowe. Osoba z uzależnieniem od pracy może też mieć problem z nadużywaniem substancji psychoaktywnych, takich jak alkohol czy stymulanty. Wskutek tego źle funkcjonuje nie tylko w relacji z dziećmi, ale też z innymi osobami ze swojego otoczenia, na przykład ze współmałżonkiem/-ką czy partnerem/-ką. Źle funkcjonuje też w relacji z innymi ludźmi.

Generuje wspomnianą dezintegrację tkanki społecznej.

Z całą pewnością. To wynika z badań. Skala problemu i jego natura sprawia, że uzależnienie od pracy prawdopodobnie bardziej niż inne uzależnienia dezintegruje tkankę społeczną. Osoby z uzależnieniem od pracy przede wszystkim mają negatywny wpływ na swoje środowiska pracy. Ostatnio opublikowaliśmy wyniki naszego wspomnianego globalnego badania nad uzależnieniem od pracy. Wykazało ono, że uzależnienie od pracy jest uniwersalnym problemem na całym świecie, związanym z wysokim stresem zawodowym i niską satysfakcją z pracy. Ponadto, jeśli zatrudnieni w instytucjach, zakładach pracy są osoby z problemem „pracoholizmu”, to istnieje większe ryzyko, że ich współpracownicy też będą mieli podobne problemy. Osoby z uzależnieniem od pracy „zarażają pracoholizmem”, mają negatywny wpływ na współpracowników. Uzależnienie od pracy wiąże się z częstszym mobbingiem, zachowaniami kontrproduktywnymi i dysfunkcyjnymi w środowisku pracy, konfliktami, niższym wsparciem i silnie wiąże się z ryzykiem wypalenia zawodowego.

Osoby z uzależnieniem od pracy generują nadmierny stres w środowisku zawodowym, i na tym cierpią wszyscy, którzy nie są „pracoholikami”. Ponadto mają negatywny wpływ na odbiorców ich pracy. Jeżeli mamy lekarza „pracoholika”, jest wysokie prawdopodobieństwo, że będzie doświadczał objawów wypalenia zawodowego, a to oznacza, że będzie popełniał więcej błędów lekarskich. Ucierpią na tym pacjenci. To generuje także szkody społeczne. Podobne szkody powodują osoby z uzależnieniem od pracy w innych zawodach. Groźny jest „pracoholizm” nauczycieli – skutkuje często wypaleniem zawodowym, dezintegracją – zarówno w sensie fizycznym (opuszczanie szkół), jak i psychicznym (spadek zaangażowania i motywacji). W praktyce oznacza to, że cały system edukacji będzie tym obciążony, a to odbije się na dzieciach i młodzieży, a potem na studentach.

Można powiedzieć, że „pracoholizm” dotyka dziś wszystkie środowiska pracy?

Tak. A  środowiska pracy są częścią całej tkanki społecznej. Bo wszystko, co robimy, jest w jakiś sposób zależne od pracy. Jak idziemy do sklepu, to tam ludzie pracują. Jak jedziemy autobusem, to kierowca jest osobą pracującą. Cała nasza struktura społeczna opiera się na pracy, na pracownikach. Jeżeli oni będą mieli problem z nadmiarową pracą, to będą negatywnie wpływać na wszystko, co się wokół nas dzieje. Słowem, uzależnienie od pracy przekłada się bezpośrednio na spektrum negatywnych konsekwencji dla społeczeństwa.

Konsekwencje innych uzależnień behawioralnych są mniejsze?

Prawdopodobnie tak. Mają mniejszy wpływ na patologie społeczne z kilku powodów. Po pierwsze nie są tak szeroko rozpowszechnione. Po drugie nie dotykają wprost i pośrednio tak dużych grup ludzi. Wiemy, że pełnienie funkcji kierowniczych jest związane z wyższym ryzykiem wystąpienia uzależnienia od pracy. Szef „pracoholik” wpływa bezpośrednio na swoich podwładnych. Oni z kolei – na swoje rodziny. Wiemy z badań, że jeśli szef przyjdzie do pracy niewyspany, to następnej nocy jego pracownicy mają większe ryzyko niewyspania, ponieważ jego negatywne emocje spowodują u nich stres, który zakłóci ich sen. Zestresowany pracownik następnie przenosi swój stres na rodzinę, w tym dzieci. Jeśli dyrektor szkoły jest uzależniony od pracy, to nauczyciele w tej szkole są narażeni na większe ryzyko uzależnienia od pracy. Tym samym będą mieli wyższe ryzyko wypalenia zawodowego. I na końcu tego „łańcucha pokarmowego” jest dziecko, które od zestresowanych pracoholicznych rodziców trafia do uzależnionych od pracy nauczycieli, którzy są wypaleni zawodowo i z powrotem do domu pełnego napięć i zaniedbań. A potem obserwujemy od lat lawinowo pogłębiający się kryzys psychiatrii dziecięcej w Polsce.

Co robić, żeby jak najmniej się uzależniać behawioralnie?

Pierwsza rzecz: musimy mieć świadomość, że od każdej czynności można się uzależnić. Nie tylko m.in. od gier komputerowych, portali społecznościowych, zakupów, treningów, hazardu, oglądania pornografii. Mam nadzieję, że niedługo coraz większa część społeczeństwa będzie w pełni świadoma, że można być uzależnionym od uczenia się czy od pracy.

Druga rzecz: trzeba rozumieć, wiedzieć, jaki jest mechanizm uzależnienia od zachowań. Na początku wybieramy sobie jakąś czynność, zachowanie – świadomie lub nieświadomie – żeby poprawić sobie nastrój, poczuć się lepiej. I jeżeli będziemy powtarzać tę czynność, i nie będziemy mieli alternatywnych sposobów poprawy nastroju, radzenia sobie z brakiem zrównoważonego stylu życia, to zaistnieje ryzyko, że owo zachowanie się usztywni, rozpocznie się proces na poziomie neuropsychologicznym – odnoszący się do funkcji poznawczych, emocjonalnych i behawioralnych, które są związane z funkcjonowaniem mózgu. Mogą się uaktywnić mechanizmy, powodujące, że jeśli nie powtarzamy tych zachowań, czujemy się jeszcze gorzej. A więc, żeby temu zapobiec, trwamy w kompulsywnym zachowaniu, tracimy nad nim kontrolę. Uzależniamy się od niego. Dlatego ważne jest, żeby dbać o alternatywne formy poprawy nastroju. Na przykład, wracamy z pracy, jesteśmy samotni i zestresowani. Możemy usiąść i zacząć się objadać i uzależnić się od jedzenia. Możemy wrócić do domu i pracować dalej (już wiemy, jakie bywają tego konsekwencje). Natomiast, jeżeli stworzymy sobie system, w którym nasza poprawa nastroju nie zależy wyłącznie od jednej rzeczy, to zmniejszymy ryzyko, że się uzależnimy. Najlepiej jest, gdy w ów system wpisują się różnorakie zachowania i zaangażowanie się w interakcję społeczną, relacje z innymi ludźmi.

Czyli należy szukać zachowań, czynności alternatywnych.

Zwłaszcza tych, o których wiemy, że są zdrowe. Trzeba budować system pozytywnych i zróżnicowanych aktywności. Ale też trzeba być ostrożnym w wyborach, bo – na przykład – aktywność fizyczna sprzyja zdrowiu i poprawia nastrój, ale można też się uzależnić od ćwiczeń fizycznych. Podkreślmy: we wszystkich zachowaniach trzeba szukać równowagi. Relacje społeczne są bardzo wskazane, ale ludzie wchodzą w takie relacje, od których uzależniają całe swoje dobre samopoczucie. Mówimy wtedy o „uzależnieniu od miłości czy relacji”. To skomplikowane problemy, które wykraczają też poza ramy tradycyjnych uzależnień. Zatem ważne jest, żeby mieć dostępny szeroki wybór rzeczy, które poprawiają nasz dobrostan. Ważne jest też prawdopodobnie, żeby być uważnym i świadomym swoich zachowań, ale nie rezygnować ze spontaniczności. Ona wyzwala dywersyfikację zachowań, uaktywnia szerszy zakres zainteresowań i umiejętności, zmniejsza ryzyko uzależnienia behawioralnego. Niestety, wiemy, że trudno jest samemu sobie z tym poradzić. 

Można szukać pomocy, wsparcia?

Bardzo ważne jest dziś to, żeby ludzi z uzależnieniami behawioralnymi nie zostawiać samych sobie. Istnieją już instytucje pozarządowe, które wdrażają programy wsparcia dla osób z uzależnieniem od czynności i niekontrolowanych zachowań.

Czy samorządy lokalne mogłyby włączyć się w inicjatywy dotyczące przeciwdziałania uzależnieniom behawioralnym?

Zdecydowanie tak. Samorządy są zobowiązane do realizacji gminnych programów profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowych oraz przeciwdziałania narkomanii. Elementem działań prowadzonych w ramach tych programów jest również przeciwdziałanie uzależnieniom behawioralnym. Samorządy mogą przede wszystkim zadbać o psychoedukację, upowszechniać wiedzę na temat uzależnień behawioralnych, m.in. w szkołach i na uczelniach. Mogą też docierać do dorosłych na różne sposoby. Bardzo ważne jest, żeby to były oddziaływania na całą populację. Dlatego, że wiemy już, na podstawie badań, że nawet drobne oddziaływania, które są skierowane do całej populacji, przekładają się na zmniejszenie ryzyka w tej populacji. To może zaowocować dużym zyskiem. Istnieje coś takiego jak „paradoks prewencji”. Zwykle prewencję kierujemy do osób, które mają jakiś czynnik ryzyka. Na przykład wiemy z badania EZOP 2, że samobójstwa nieletnich są około 3 razy częstsze w rodzinach, które korzystały z pomocy społecznej, czyli o bardzo niskim statusie socjoekonomicznym. Ale te rodziny stanowią obecnie mniej niż 5% społeczeństwa. To oznacza, że większość samobójstw nieletnich popełniają osoby, których nie dotyczy czynnik ryzyka takiego jak ubóstwo ustawowe. W związku z tym, jeśli chcemy zmniejszyć istotnie liczbę samobójstw młodych ludzi, musimy oddziaływać na poziomie całego społeczeństwa, a nie tylko grupy ryzyka. Oczywiście powinniśmy minimalizować ubóstwo, ale powinniśmy też zrozumieć, jakie są przyczyny samobójstw w całej populacji i oddziaływać w taki sposób, żeby na tym poziomie jak najbardziej zmniejszyć ich występowanie. Myślę, że w gestii samorządów może być też wspieranie ośrodków przeciwdziałania uzależnieniom behawioralnym.

Istnieją już takie ośrodki?

Tak. W Trójmieście, gdzie mieszkam, istnieje Wojewódzki Ośrodek Terapii Uzależnień (WOTU) w Gdańsku, czy Gdyńska Koalicja na rzecz Gminnych Programów Przeciwdziałania Uzależnieniom i Ośrodek Profilaktyki i Terapii Uzależnień w Gdyni. One są finansowane z różnych źródeł, z różnych budżetów, częściowo z budżetu Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom (KCPU) działające przy Ministerstwie Zdrowia. Jednostki lokalne mogą wnioskować o środki na różnego typu programy, biorąc udział w konkursach. I można je realizować. Powinny to być jednak programy rekomendowane. Mogą być wdrażane i na poziomie lokalnym, i na poziomie państwowym. Ważne, aby na dużą skalę zminimalizować ryzyka uzależnień; kluczowe jest budowanie silnych zasobów osobistych, zdrowych relacji i dbanie o ogólny dobrostan psychiczny. Ważna jest tutaj profilaktyka, edukacja, wczesna interwencja oraz wsparcie społeczne i rodzinne. Należy również unikać czynników ryzyka, takich jak: nadmierny stres, brak wsparcia społecznego. To może dotyczyć kwestii ekonomicznych na poziomie państwowym. Wiemy, z ostatniego raportu KCPU, że jak ludzie mają kredyty hipoteczne, to mają też większe ryzyko uzależnienia się od pracy. A więc – jeżeli można wprowadzić jakieś rozwiązanie, które zminimalizuje obciążenie kredytem hipotecznym dla domostw, to być może jest to jedna z opcji uniknięcia uzależnienia –  jednego z najgroźniejszych społecznie. Bo spłacanie pożyczki to obciążenie nie tylko jednej osoby pracującej, to jest też obciążenie całego systemu rodzinnego. Gdy rodzic musi pracować na dwa, trzy etaty, żeby spłacić hipotekę, to nie istnieje dla rodziny, pochłania go praca. Jego dzieci mają potem różnego typu problemy, za które wszystkim przyjdzie zapłacić, bo będziemy płacić poprzez system ochrony zdrowia czy opieki społecznej.

Więc jako społeczeństwo, państwo stoimy przed wyzwaniem.

Tak. musimy szukać rozwiązań, sposobów niwelowania, unikania społecznych konsekwencji uzależnień behawioralnych.

Niedawno uczestniczyłem w konferencji, podczas której jej uczestnicy z ogromną determinacją wypowiadali się za maksymalizowaniem kontroli reklamy alkoholu i generalnie za rozwiązaniami przypominającymi prohibicję. Natomiast nie spotkałem dotąd ludzi, którzy by z pasją walczyli o to, żeby zmniejszać ryzyko uzależnienia od pracy. Mimo że, jeżeli porównamy to na przykład z narkotykami, długie godziny pracy rocznie zabijają więcej ludzi tylko z jednego powodu (problemów sercowo-naczyniowych) niż wszystkie nielegalne środki psychoaktywne ze wszystkich przyczyn łącznie. Mówię to na podstawie wyliczeń Światowej Organizacji Zdrowia i Międzynarodowej Organizacji Pracy. Tak, nadmierna praca rocznie zabija więcej ludzi niż wszystkie nielegalne narkotyki.

Gdybyśmy walczyli o zmniejszenie szkodliwych konsekwencji uzależnień behawioralnych przynajmniej z taką samą pasją jak z problemem uzależnienia od alkoholu, to być może udałoby się wypracować konstruktywne, systemowe rozwiązania. Być może pracodawcy musieliby je implementować. I można byłoby na poziomie centralnym organizować prewencję. A to z dużym prawdopodobieństwem przełożyłoby się na zmniejszenie uzależnień od alkoholu czy narkotyków, gdyż one są również w znacznej mierze rezultatem tych samych czynników, które wpływają na uzależnienie od uczenia się i pracy. Są to kwestie związane z organizacją edukacji i rynku pracy, a one z jednej strony mogą wpłynąć na marginalizację społeczną, a z drugiej, wśród ludzi, którzy za wszelką ceną próbują przetrwać i funkcjonować w tym systemie, generują zaburzenia, takie jak: uzależnienia od substancji czy behawioralne.

Istotą problemu jest to, że ludzie się uzależniają, gdyż życie jest dla nich bardzo, bardzo trudne i nie mają alternatyw. Tworzenie alternatyw i pomaganie w radzeniu sobie z trudnościami życia jest tym, w co powinniśmy naprawdę inwestować. Weźmy pod uwagę to, że silne więzi rodzinne i przyjacielskie stanowią tarczę ochronną przed uzależnieniami. Ważne jest rozumienie mechanizmów uzależnień, czynników ryzyka i sposobów zapobiegania; szybkie rozpoznanie i reagowanie na pierwsze objawy problemów z uzależnieniami pozwala zapobiec ich pogłębieniu. Grupy wsparcia, terapeuci, instytucje na szczeblu lokalnym i państwowym mogą zapewnić pomoc w radzeniu sobie z trudnościami i zapobieganiu uzależnieniom, także behawioralnym.

Z prof. Pawłem Atroszko rozmawiał Tadeusz Pulcyn