Jak pomóc osobom z głębokim uzależnieniem w kryzysie bezdomności?

Zdjęcie ilustracyjne / źródło Unsplash / fot. Lerone Pieters

O pracy z osobami z głębokim uzależnieniem od alkoholu, o przywracaniu godności i motywowaniu do zmiany, by kryzys bezdomności nie generował ogromnych kosztów ekonomicznych, medycznych, społecznych opowiadają warszawscy streetworkerzy ze Stowarzyszenia Pomocy i Interwencji Społecznej: Dominika Bremer, Kamila Zygierewicz, Mateusz Przygodziński i Tomasz Sikora.

O streetworkerach wciąż niewiele wiemy. Na czym polega Wasza praca?

Dominika: Streetworking to forma pracy socjalnej polegająca na bezpośrednim dotarciu do osób żyjących w trudnej sytuacji, w tak zwanych miejscach niemieszkalnych, na przykład pustostanach czy ogródkach działkowych. Naszym głównym zadaniem – ja z Mateuszem pracujemy w Śródmieściu, a Kamila z Tomaszem na Woli – jest dotarcie do osób, które doświadczają bezdomności, a nie korzystają z pomocy instytucji społecznych. Dlaczego? Instytucjonalny system pomocy społecznej opiera się na założeniu, że osoby w potrzebie będą w stanie dotrzeć do instytucji i poprosić o pomoc. Jednak nie wszystkie to robią – wynika to z barier fizycznych, finansowych, złych doświadczeń związanych z ofertą pomocową. Czasem osoby bez dachu nad głową nie docierają do systemu pomocy, gdyż nie są na to gotowe.

Kamila: Najważniejszym elementem naszej pracy jest budowanie profesjonalnej relacji z osobami doświadczającymi kryzysu bezdomności, opartej na zaufaniu i poczuciu bezpieczeństwa. Naszym celem jest towarzyszenie odbiorcom w codzienności – jesteśmy regularnie dostępni i gotowi do rozmów oraz wsparcia w działaniach, ale nie wywieramy presji na zmianę. Działamy w granicach możliwości danej osoby, koncentrując się na jej aktualnych potrzebach, zasobach oraz indywidualnej sytuacji życiowej, uwzględniając deficyty i trudności. Proces ten wymaga czasu i cierpliwości – często, zanim nastąpi przełom, przez dłuższy czas pojawiamy się w otoczeniu odbiorców. Liczymy, że wraz z budowaniem zaufania i poczucia bezpieczeństwa, osoby te zechcą skorzystać z dostępnych form pomocy. Wtedy możemy towarzyszyć im w podejmowaniu kroków prowadzących do zmiany. Krótko mówiąc: wspieramy osoby w ekstremalnie trudnej sytuacji życiowej, dążąc do poprawy jakości ich życia i ograniczenia cierpienia.

Dajmy przykład.

Mateusz: Docieramy do człowieka, który mieszka w przestrzeni niemieszkalnej i próbujemy zrozumieć, z czym się boryka. Jego problemy zazwyczaj są wielowarstwowe. Zwykle są związane z uprzedzeniem do systemu pomocowego, do osób z nim związanych, które oferują różnego typu wsparcie. Słyszymy często: „Nie skorzystam z pomocy (chociaż chciałbym) bo od dwóch miesięcy jestem w ciągu alkoholowym”. No i wtedy moim zadaniem jest przekazać informację, w jaki sposób można przerwać ten ciąg. Jeżeli widzę, że osoba z głębokim uzależnieniem nie potrafi podjąć decyzji, odmawia wsparcia, jakie system może jej zaoferować – np. pobyt w ośrodku terapii leczenia uzależnień – przechodzę w tryb pracy na rzecz redukcji szkód, polegający między innymi na przyjmowaniu substancji psychoaktywnych w taki sposób, żeby one w jak najmniejszym stopniu degradowały tę osobę fizycznie, psychicznie, ale też społecznie.
Tomasz: Próbujemy przynajmniej złagodzić koszmar ludzi żyjących na ulicy tak, żeby mogli osiągnąć choćby część swoich potrzeb, na przykład wykąpać się, zmienić ubrania, wyrobić sobie dowód osobisty, który po raz kolejny został zgubiony. Pomagamy im bezwarunkowo. Nie wymagamy od nich zachowywania całkowitej abstynencji od alkoholu czy innych środków zmieniających świadomość.

Bezwarunkowość jest więc pojęciem kluczowym w redukcji szkód?

Mateusz: Tak. To odnosi się też do spraw prozaicznych o charakterze edukacyjnym. Na przykład nieustannie motywujemy odbiorców naszych usług, żeby nie spożywali alkoholu technicznego, żeby przed wypiciem piwa czy wódki załatwiali swoje sprawy w urzędach, żeby spożywanie spirytualiów łączyć z jedzeniem w ciągu dnia.

Dominika: Redukcja szkód w każdej sytuacji kryzysowej jest dla nas punktem wyjścia, bo dzięki niej możemy projektować plany pracy z osobą doświadczającą bezdomności, która ma poczucie, że system pomocy dla niej nie istnieje, gdyż wymaga od niej abstynencji. Żeby załatwić sprawy formalne – otrzymać pomoc noclegową, przebywać w schronisku, dostać się na oddział detoksykacyjny – trzeba być trzeźwym. Brak innych rozwiązań wpływa na zjawisko bezdomności chronicznej, wzrasta grupa osób przebywających na stacjach metra czy warszawskich dworcach. Bo nie ma dla nich odpowiedniej oferty, brakuje możliwości poruszania się w bezpiecznych warunkach, przy wsparciu profesjonalistów (z wykształceniem psychologicznym czy terapeutycznym) i pracowników socjalnych. Dlatego podejście w duchu redukcji szkód, które nie warunkuje świadczenia usług od abstynencji, umożliwia dokonanie wyboru, rozważenie, jaka droga jest najbardziej odpowiednia dla osób pijących. Czasami warto uczyć ich rzeczy prostych, na przykład, żeby zamiast denaturatu używali alkoholi o mniejszej toksyczności dla organizmu i spożywali je w sposób odpowiedzialny. Oczywiście zachęcamy do abstynencji, przynajmniej okresowej. Jednak każdorazowo wybór ścieżki zdrowienia, w poczuciu odpowiedzialności za swoje życie, powinien zależeć od osoby, nie od systemu. Redukcja szkód – podejście przez nas konsekwentnie realizowane – polega nie tylko na minimalizowaniu negatywnych skutków ryzykownych zachowań, ale również, a może nawet przede wszystkim, na dawaniu szansy odnajdywania zdolności do samodzielnego podejmowania decyzji – kształtowania własnego losu bez zewnętrznej kontroli czy przymusu.
Tomasz: Przymus zwykle powoduje opór psychiczny (reaktancję). Wywołuje napięcie emocjonalne, pojawiające się w odpowiedzi na utratę lub zagrożenie swobody wyboru działania. Dlatego w naszej pracy stosujemy metodę nazywaną dialogiem motywującym. Polega na wzmacnianiu wewnętrznej motywacji odbiorcy. Oczywiście, nie jest tak, że człowiek od razu wprowadza w swoim życiu zmiany, ale przynajmniej nie zrywa z nami kontaktu; niekiedy wraca do rozmów w sposób nieoczekiwany. I wtedy próbujemy razem znaleźć rzeczy, które są dla niego ważne, wyznaczyć cele, które chce osiągnąć. One są różne – dla jednego jest to powrót do zdrowia, dla drugiego powrót do pracy, a dla jeszcze innego, żeby mieć tylko dach nad głową. Dominika: Zawsze bierzemy pod uwagę sytuację, w której pracujemy. Na dziś wygląda to tak, że oferta pomocowa kierowana do osób, które doświadczają bezdomności, jest w dużej mierze zinstytucjonalizowana. Ludzie ci są kierowani, na mocy decyzji administracyjnych, do placówek, w których przebywanie wiąże się z pewnymi warunkami. Do noclegowni, tak zwanych niskoprogowych, z którymi mamy do czynienia w Warszawie, można przyjść wieczorem i, jeżeli się jest trzeźwym, otrzymać tam schronienie. Ale nazajutrz rano trzeba opuścić noclegownię (ze wszystkimi swoimi rzeczami) i spędzać dzień na mieście – zorganizować sobie jedzenie, zadbać o higienę osobistą – i dopiero pod koniec dnia można ponownie, będąc trzeźwym, skorzystać z noclegowni. To wymaga wielu umiejętności, i to jest jednak wysoki próg dla osób doświadczających bezdomności.

Streetworkerzy pracują natomiast w sposób zdeinstytucjonalizowany.

Zdecydowanie tak. Natomiast finał naszej pracy może mieć miejsce w instytucji pomocowej. Jeżeli spotykamy osobę w ciągu alkoholowym, która zgłasza nam, że chce wydobrzeć, to możemy jej zaoferować detoksykację – instytucjonalną, abstynencyjną metodę rozwiązywania problemu uzależnień. Jako członkowie Stowarzyszenia Pomocy i Interwencji Społecznej działamy rzeczniczo i stale wskazujemy, że potrzebne są zmiany w systemie wsparcia dla osób z uzależnieniami, które są pod wpływem środków odurzających. Natomiast musimy się odnajdywać w ramach systemu, który jest. Jeżeli obrazimy się na system, z którego nie jesteśmy zadowoleni, to nie będziemy w stanie udzielić żadnej pomocy. Musimy współpracować. Działając na ulicy w sposób zdeinstytucjonalizowany, stajemy się pomostem na drodze wspierania osób w kryzysie bezdomności.

Jakie są koszty społeczne i zdrowotne tych osób?

Tomasz: To jest dość oczywiste – są ogromne. Osoby żyjące na ulicy często trafią do opieki medycznej, która jest bardzo droga. Szczególnie kosztowny jest SOR, karetki pogotowia ratunkowego i wszystkie szpitalne oddziały. Kosztowna jest też instytucjonalna opieka medyczna poszpitalna. A więc nasza praca u podstaw zmniejsza koszty obciążające system.
Dominika: Wspomniane koszty są często wykorzystywane jako argumenty podsycające społeczną stygmatyzację osób w kryzysie, pokazujące ich jako obciążenie dla społeczeństwa: piją, chorują, potem zajmują miejsca w szpitalach. Chcę jednak obrócić te argumenty, bo one świadczą o tym, że coś nie działa. Jeżeli są osoby, które nie mają ubezpieczenia, doświadczają różnego rodzaju problemów, nie ma dla nich odpowiedniej oferty pomocowej, to przebywają na ulicy, gdzie jest duże prawdopodobieństwo urazów fizycznych i chorób. To powoduje dużo większe koszty niż uruchomienie placówki dla osób pod wpływem alkoholu. W Warszawie realizowany jest program oparty na metodzie Housing First, dla osób w chronicznej bezdomności, trudnościach zdrowia psychicznego i uzależnieniach. Skala jego oddziaływania jednak jest wciąż za mała. Szersza oferta pomocowa dla osób z uzależnieniami znacznie ograniczyłaby koszty – można byłoby szybciej objąć je opieką medyczną, przed wezwaniem karetki. Koszty to ważny argument w kontekście bezdomności. Istotne jest jednak to, żeby mówić o nich w kontekście zmiany, która powinna nastąpić w obrębie systemu pomocy społecznej, a nie obarczać winą osoby, które doświadczają trudności.

Są wśród nich także kobiety?

Kamila: Są. Systemowe rozwiązania i programy wsparcia adresowane do osób w kryzysie bezdomności są jednak wciąż projektowane z myślą o „typowych” odbiorcach – mężczyznach.

Kobiety na pewno stanowią mniejszość w tej grupie, ale ich liczba prawdopodobnie jest niedoszacowana, gdyż są trudniej dostrzegalne przez system pomocy – częściej korzystają z tymczasowych rozwiązań, takich jak nocowanie u znajomych, i częściej starają się kamuflować swoją trudną sytuację. W efekcie pozostają poza zasięgiem wzroku pomocowych instytucji i organizacji. Ich potrzeby zaś bywają bardzo złożone i wymagają indywidualnego podejścia. Żyjąc na ulicy i będąc w czynnym nałogu, często narażone są na przemoc seksualną, mogą bać się korzystania z tych samych przestrzeni – jak łaźnie czy schroniska – co mężczyźni. Brak oferty pomocowej zróżnicowanej pod względem płci sprawia, że wiele kobiet pozostaje bez realnego wsparcia.

Warszawscy streetworkerzy współpracują z Miastem?

Mateusz: Tak – i z Miastem, i z organami, które reprezentują miasto, i z podmiotami, które Miasto powołuje, a które w naszej pracy stale się pojawiają. Przykładem jest Stołeczny Ośrodek dla Osób Nietrzeźwych (SODON) przy ulicy Kolskiej. Ta współpraca odzwierciedla wiele aspektów redukowania szkód, ale też zmniejszania kosztów, o których wspomnieliśmy. Osoby, które są przewożone z ulicy do SODON-u, mają możliwość – wychodząc z ośrodka po wytrzeźwieniu – spotkać się z nami i skorzystać z propozycji pomocy, właśnie w momencie, gdy ciąg alkoholowy został przerwany. Nie muszą błąkać się po Warszawie, nie wiedząc, co ze sobą począć. Stowarzyszenie, w którym pracujemy, w przyszłym roku będzie miało 35 lat. Projekt Warszawski Streetworking i Poradnictwo działa już 5 lat. Mamy zespoły streetworkerskie w każdej dzielnicy Warszawy. W przeważającej części działań jesteśmy finansowani z budżetu miasta – przez Biuro Pomocy i Projektów Społecznych. Tak więc współpraca z miastem jest konstruktywna i stabilna. Od lat współpracujemy ze wszystkimi stołecznymi ośrodkami pomocy społecznej, ze służbami i szpitalami. Bez tej współpracy nasze inicjatywy streetworkerskie nie mogłyby być realizowane, dlatego oprócz nawiązywania relacji z odbiorcami, utrzymujemy też stały kontakt z otoczeniem lokalnym, z pracownikami socjalnymi, dzielnicowymi funkcjonariuszami, organizacjami pozarządowymi, a także mieszkańcami Warszawy.

Macie państwo świadomość efektów swojej pracy?

Tomasz: Naszą pracę odzwierciedlają między innymi liczby. Przez ostatnich 5 lat zgromadziliśmy w bazie danych ponad 8 tysięcy osób, które otoczyliśmy wsparciem w wielu projektach. W samym streetworkingu rocznie pracujemy z grupą ponad 1,3 tys. osób. I tak nie jest to większość populacji osób w kryzysie, to jest pewien mały wycinek. Ważne jest to, że przez 5 lat objęliśmy wsparciem tysiące osób, a wśród nich takie, które są na ulicach Warszawy tylko przez jakiś czas, są osobami przyjezdnymi. Nasze działania są skierowane do wszystkich w kryzysie bezdomności – bez względu na miejsce pochodzenia czy długość pobytu w Warszawie. Staramy się przywrócić im poczucie godności.
Mateusz: Warto podkreślić, że nie jesteśmy opiekunami – pracujemy z dorosłymi, którzy zazwyczaj są w pełni praw. Nawiązujemy z nimi relacje, towarzyszymy im w trudnościach i sukcesach, ale naszą pracę staramy się prowadzić tak, żeby finalnie streetworker nie był im potrzebny, żeby uczestnik projektu usamodzielnił się. Powinniśmy wygaszać kontakt, jeżeli człowiek, z którym pracujemy, zaczyna funkcjonować o własnych siłach. Ale zawsze dajemy mu informację, że w razie trudności może się z nami spotkać.

Czy w Polsce problem bezdomności może przestać istnieć?

Dominika: To zależy, jak rozumiemy zakończenie problemu bezdomności. Niemożliwe jest stworzenie takiej rzeczywistości, w której ryzyko bezdomności nie istnieje. Możliwe jest jednak stworzenie systemu pomocy, który z jednej strony zapobiega zjawisku bezdomności, a z drugiej jest w stanie szybko interweniować w sytuacji bezdomności i oferować potrzebne wsparcie. Przykładem niech będzie Finlandia. Tam bezdomność ma charakter, można powiedzieć, incydentalny, ponieważ system jest w stanie skutecznie reagować na kryzysy mieszkaniowe. Każdy może doświadczyć kryzysu bezdomności. System musi być w stanie, w sposób interwencyjny, umożliwiać osobom doświadczającym bezdomności uzyskanie pomocy mieszkaniowej. Czyli nie pozwolić na rozwój bezdomności chronicznej, wieloletniej, z którą mamy dzisiaj do czynienia w Polsce.

Z warszawskimi streetworkerami rozmawiał Tadeusz Pulcyn

Dominika – pedagożka, absolwentka pracy socjalnej na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz Studium Pedagogicznego na tej samej uczelni. Współautorka raportu „Usłyszeć ich głos – doświadczenie przemocy, (nie)bezpieczeństwa i pomocy przez kobiety w kryzysie bezdomności w Warszawie” (2023).

Kamila – ukończyła Profilaktykę Społeczną i Resocjalizację oraz Socjologię na UW. Współautorka raportu „Usłyszeć ich głos…”.

Mateusz – ukończył pracę socjalną w Akademii Pedagogiki Specjalnej.

Tomasz – kulturoznawca, student psychologii.