Klubowa strategia zdrowienia z uzależnień

Zdjęcie ilustracyjne / źródło Unsplash / fot. Bo Peng

Do klubu „Stefan” schodzą się ludzie. Co ich tu sprowadza? – To jest nasz drugi dom – mówi Ewa Majak-Soska, wiceszefowa Bielańskiego Stowarzyszenia Rodzin Abstynenckich (BSRA). – Bezpieczne miejsce dla tych, którzy wracają z drogi do wykluczenia społecznego, utraty rodzin, zdrowia fizycznego i psychicznego. – Niektórzy z nich – wyjaśnia Jerzy Kropielnicki, prezes stowarzyszenia – przychodzą tu już od kilku dekad, bo klub istnieje ponad czterdzieści lat. Jest fundamentem naszej organizacji.

Żony i mężowie

– Byłam na skraju rozpaczy – wspomina Ewa. – Dzień w dzień, z trójką małych dzieci, odczuwałam strach przed tym, co może się wydarzyć, gdy mąż wracał nietrzeźwy do domu. Dramatycznych incydentów nie będę opisywać, chcę tylko dodać, że niestety mężowi, po licznych terapiach i spotkaniach w grupach AA, nie udało się wytrzeźwieć. Odszedł w sile wieku. Zostałam wdową. Przedtem korzystałam z pomocy psychologów i terapeutów, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo byłam uzależniona od chorych zachowań męża. A w nowej sytuacji problemy z tym związane nie ustąpiły. Na szczęście trafiłam do „Stefana”, gdzie znalazłam prawdziwe wsparcie osób z podobnymi doświadczeniami do moich, m.in. z grupy Al-Anon. Dopiero tu odzyskałam wewnętrzny spokój i radość życia, którą mogę się dzielić i pomagać w rozwiązywaniu problemów innym kobietom – żonom, matkom, partnerkom i ich dzieciom. Jerzy Kropielnicki też ma powody do radości. – Jestem, a mogłoby mnie już nie być – mówi. Żyłem w świecie uzależnień – ojca, braci, sąsiadów. Wyrwanie się z tego świata zajęło mi sporo czasu, gdyż już w okresie wchodzenia w dorosłość piłem tak, jak oni – rutynowo, ponad miarę, szkodliwie. Ale skoro jestem tutaj, to znaczy, że odbiłem się od ściany (napić się było źle i nie napić się było źle). Zacząłem z punktu zero. Pojechałem do Stołecznego Ośrodka dla Osób Nietrzeźwych na Kolską na dziesięciodniowy detoks, później była zamknięta terapia odwykowa, po której przyszedłem do „Stefana”. I jestem tu już 28. rok. Nie straciłem rodziny. Jestem szczęśliwcem pośród klubowych kolegów, którzy po życiowych zawieruchach są mężami, ojcami, partnerami – wspierającymi się nawzajem na drodze zdrowienia i korzystającymi z profesjonalnej opieki psychologicznej, jaką oferuje nasze stowarzyszenie.

Zwycięzcy

Pierwszy kontakt z nowymi przybyszami ma Artur Zarembski, dyżurujący w klubie kierownik. – Najczęściej – zaznacza – przychodzą sponiewierani przez alkohol, obarczeni syndromem dorosłych dzieci alkoholików i dorosłych dzieci z rodzin dysfunkcyjnych. Po wstępnych rozmowach zwykle kieruję ich do klubowych specjalistów na konsultacje, a ci odsyłają ich na leczenie do ośrodków terapii uzależnień. Część z nich wraca do „Stefana” i znajduje tu swoje miejsce, utrzymując abstynencję.

Grzegorz przychodzi do klubu od czterech lat, ale wciąż jest pod opieką psychologa z pobliskiej poradni uzależnień. – „Stefan” daje mi siłę do zdrowienia i pomagania innym w drodze do trzeźwości – podkreśla.

Zbyszek jest w klubie od ponad trzydziestu lat. – Jestem dość nietypowym klubowiczem – oznajmia dziarski osiemdziesięciolatek. Zacząłem tu bywać po „czterdziestce”. Do tamtego czasu miałem silną relację z ojcem, był dla mnie niedoścignionym wzorem. Stale mówił: „jesteś moim następcą”. Gdy zmarł, odpowiedzialność za siebie i najbliższych mnie przerosła. Stałem się synem marnotrawnym. Dopiero, gdy już nie miałem nic do stracenia, „Stefan” przyjął mnie pod swój dach i pomógł w odzyskiwaniu zdrowia i poczucia własnej wartości.

– Ja nie miałem dobrych relacji z ojcem – wchodzi w słowo Jurek – i sam nie umiałem nim być. – W dzieciństwie byłem niezauważany w domu, a na podwórku i w szkole dyskryminowany przez rówieśników. Chorowity, rachityczny chłopczyna nie nadawał się do żadnej zabawy. A gdy byłem już pod wąsem, nic nie wskazywało na to, że znajdę sobie dziewczynę. Ale „z pomocą” przyszedł mi alkohol. Ośmielił mnie do żeniaczki. Żona i potem dzieci nie miały jednak ze mnie żadnego pożytku. Liczył się tylko alkohol. W przerwach między ciągami picia targały mną wyrzuty sumienia, że dorastające dzieci prawie nie znały ojca. Postanowiłem w końcu naprawić wyrządzone im krzywdy. Poprosiłem je o przebaczenie, ale sam sobie nie umiałem przebaczyć. Pomógł mi w tym „Stefan”, do którego przyszedłem z żoną w 1992 roku. Od tamtej pory odczuwamy wiele pozytywnych zmian w naszym życiu rodzinnym.

Ryszard „zapijał żałobę” po śmierci żony. – Mieszkałem sam w Sochaczewie – zwierza się – a moi dwaj synowie w Warszawie mieli swoje życie. Nie chciałem zawracać im głowy swoimi problemami. Ale gdy już zupełnie sobie z nimi nie radziłem, zwróciłem się do jednego z nich o pomoc. On któregoś dnia przyprowadził mnie do „Stefana”. I od tego dnia zostałem warszawiakiem zachowującym abstynencję. Odkrywam wartość wspólnego działania bez alkoholu.

Teresa przyszła do klubu pół roku temu, żeby zrozumieć, dlaczego jego stałą bywalczynią jest jej córka, która kiedyś notorycznie się upijała. Przestała jednak to robić, kiedy zmarł jej ociec. – Wydawało mi się – relacjonuje Teresa – że córce już nie są potrzebne spotkania z trzeźwiejącymi alkoholikami. Okazało się, że jednak się myliłam. Zrozumiałam, że nie tylko ona potrzebuje wsparcia klubowiczów, ale ja także potrzebuję ich pomocy, gdyż pochodząc z domu, w którym ojciec pił, a mama stale go kontrolowała, żeby nie pił coraz więcej, powielam jej toksyczne zachowania wobec córki. Teraz mam szansę wyleczyć się z nadkontroli i nadopiekuńczości.

– Klubowe początki osób z uzależnieniem i ich bliskich bywają trudne – podkreśla Ewa Majak-Soska. – Najpierw trzeba zrozumieć, czym jest choroba alkoholowa, na czym polega współuzależnienie. Dopiero, gdy przejdzie się proces leczenia z uzależnień, można myśleć o dalszym, skutecznym zdrowieniu. I jest to naprawdę możliwe, zwłaszcza w towarzystwie osób z dużym stażem na drodze do trzeźwości, choćby z takim, jaki ma Jerzy Kropielnicki. Ma za sobą nie tylko trzy dekady abstynencji, ale też liczne sukcesy na drodze osobistego rozwoju. Niedawno muzykę do wierszy pisanych przez Jerzego skomponował przyjaciel klubu Zbyszek Grzeszek. Powstała płyta Sobą być, która miała premierową odsłonę podczas koncertu w warszawskim teatrze Tu mi wolno. Autorowi tekstów i kompozytorowi słuchacze zgotowali owacje na stojąco.

– Pasję twórczą – dopowiada Jerzy – przejawiałem już w wieku młodzieńczym, ale zniweczyło ją uzależnienie od alkoholu. Piłem non-stop przez dwadzieścia lat. I już myślałem, że nie potrafię nic zrobić, co miałoby sens, zamknąłem się w swojej skorupie. Ale jednak udało się z niej wyjść. I uczyć się siebie od nowa – w szkole życia, jaką jest „Stefan”. Tu odzyskałem kreatywność (nie tylko artystyczną), która w mniejszym czy większym stopniu drzemie prawie w każdym klubowiczu. Wybitnym przykładem jest tu Ewa, rozwijająca pasję malarską, uczestniczka plenerowych wystaw, organizowanych przez Centrum Promocji Kultury, i jednocześnie klubowa koleżanka – podpora naszej rodziny abstynenckiej. Jest twórczynią m.in. plakatu, na którym widnieje nasze sztandarowe hasło – „Dajemy siłę na zmianę” – które sprowadziło do klubu wiele osób, jak to się mówi, spisanych na straty. Tymczasem one potrafiły wydobyć z siebie wielkie zasoby i mają dziś mentalność zwycięzcy. Owa mentalność dla każdego oznacza co innego, ale widać wspólną cechę: niezłomną postawę, która przezwycięża wszystko, co przeszkadza na drodze do celu. A naszym celem jest m.in. niesienie wszechstronnej pomocy ludziom z uzależnieniem, nadużywającym alkoholu i ich bliskim oraz promowanie trzeźwego stylu życia.

Partnerstwo

Rok temu odbyła się uroczystość 40-lecia klubu „Stefan”. Uczestniczyło w niej ponad trzystu gości. Pośród nich był burmistrz warszawskiej dzielnicy Bielany Grzegorz Pietruczuk, jego zastępca Włodzimierz Piątkowski i przedstawicielka Rady Gminy Anna Czarnecka.
– Podczas tego jubileuszowego spotkania – mówią liderzy bielańskiego stowarzyszenia – usłyszeliśmy, że nasza działalność wpisuje się w strategię przeciwdziałania uzależnieniom nie tylko w dzielnicy Bielany. Że nasza klubowa praca jest inspirująca dla innych organizacji pozarządowych w mieście i okolicy.

– Samorząd gminy Bielany od początku istnienia naszej organizacji utrzymuje z nami bardzo dobre relacje, nie tylko służbowe, ale też osobiste – przyznaje Zbyszek, najstarszy klubowicz. – Od lat szefem gminnej przychodni – Ośrodka Terapii Uzależnienia od Alkoholu przy ul. Żeromskiego 13 – jest nasz kolega Włodek Truszewski, który miał bardzo duży wkład w powstanie „Stefana”. A w Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych Dzielnicy Bielany działa moja żona. W ramach swoich obowiązków prowadzi m.in. dyżury w punkcie informacyjnym, gdzie rozmawia z osobami mającymi problem alkoholowy i kieruje je pod odpowiednie adresy, także do naszego klubu.

Za czasów mojej wzmożonej klubowej aktywności – wspomina Zbyszek – podczas jednego ze spotkań w bielańskim ratuszu przedstawiciel Wydziału Spraw Społecznych i Zdrowia powiedział m.in., że „dzielnica chce z wami współpracować, bo gdybyśmy sami zajmowali się problematyką uzależnień, leczenie osób z uzależnieniem i towarzyszenie im w drodze do zdrowienia kosztowałoby nas trzy razy więcej”. Nasza współpraca przynosi obopólne korzyści.

– Mogę śmiało potwierdzić – dorzuca prezes BSRA – że jesteśmy przez władze samorządowe traktowani po partnersku. Z ratusza otrzymujemy dotacje. Dzięki nim mamy pieniądze m.in. na zapłacenie czynszu za lokal, w którym znajduje się nasza siedziba i na wynagrodzenia dla psychoterapeutów i kierownika klubu. Szefom i radnym gminy zależy na tym, aby stowarzyszenie rozwijało klubową działalność. Ocenia się, że na Bielanach mamy kilka tysięcy ludzi z uzależnieniem od alkoholu. Jest więc z kim i nad czym pracować. Jesteśmy też często wspierani finansowo przez lokalny samorząd, gdy organizujemy spotkania wielkanocne i bożonarodzeniowe dla klubowiczów i ich rodzin. Wielokrotnie byliśmy dotowani przy organizacji wyjazdów integracyjnych – urządzanych przez Warszawskie Stowarzyszenie Abstynenckie – w górach czy nad morzem. Obecnie organizuje je Mazowiecki Związek Klubów Abstynenckich.

Słowem, samorząd gminy – akcentuje Jerzy Kropielnicki – docenia naszą pracę pomocową w kwestii odzyskiwania zdrowia fizycznego i psychicznego oraz odbudowywania więzi rodzinnych osób z uzależnieniami i ich bliskich. Nasza klubowa strategia zdrowienia z uzależnień jest w dzielnicy w pełni akceptowana.

Tadeusz Pulcyn
Klub „Stefan” przy ul. Żeromskiego 55/67 w Warszawie jest czynny: w poniedziałki, wtorki i piątki od 15 do 20, w środy od 11 do 20, w czwartki i w soboty od 16 do 20.
Telefon: 22 639 81 92.
W klubowej ofercie są m.in. punkt informacyjno-konsultacyjny działający w godzinach otwarcia klubu, indywidualne konsultacje psychologiczne, grupa wsparcia, mityngi AA grup: „Piotr”, „Wiosna” i „Dzień po dniu”, integracyjne spotkania dla członków stowarzyszenia i gości, rocznice abstynencji uroczyście obchodzone oraz wyjazdy na zloty abstynenckie w całym kraju.